poniedziałek, 14 maja 2012

Black banana cake, czyli przedsmak nieba... ;)

Lubię przepisy Nigela Slatera. Mam wrażenie, że nie używa w nich tak wydumanych składników, jakie są czasem u Nigelli albo Jamiego; niektóre z nich są absolutnie banalne (placki marchewkowe z kolendrą - może być coś prostszego?), inne mniej. Zawsze jednak robi coś szybko, jakby od niechcenia, a wychodzą cuda. Ostatnio jakoś przypadkiem włączyłam BBC Lifestyle i akurat trafiłam na końcówkę odcinka, którego tematem były potrawy z niepierwszej świeżości warzyw i owoców. Nigel robił ciasto...ale nie byle jakie ciasto, bo miało to, co lubię najbardziej: banany, orzechy oraz czekoladę. Oczywiście nie zdążyłam spisać chociażby części przepisu; zostało mi ratować się Internetem i wersją angielską. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem 'niemieckojęzyczna'; postanowiłam jednak spróbować przetłumaczyć przepis. Dwa dni później wyczaiłam powtórkę i sprawdziłam, jak mi poszło. Okazało się, że całkiem nieźle (prawie się uniosłam nad ziemią, taka byłam z siebie dumna! :)) Wczoraj musiałam ostatecznie zutylizować banany, które zrobiły się niemal czarne z żółtymi plamkami; zostało mi jedno jajko; dwie kostki gorzkiej czekolady... Trochę zamieszania w kuchni i ta dam! Oto black banana cake w mojej wersji ;)

BLACK BANANA CAKE:
- 100g niesolonego, miękkiego masła
- 2 łyżki miodu
- 2 łyżki cukru demerara
- jajko
- 2 bardzo dojrzałe banany
- kropla ekstraktu waniliowego
- czekolada gorzka (u mnie dwie kostki, ale u Nigela wyszłoby ok. 100g)
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 70g mąki pełnoziarnistej (generalnie u mnie mielone orzechy i mąka to razem około 150g; dałam dużo więcej orzechów)
- 90g orzechów (u mnie ziemne niesolone i laskowe)

Piekarnik nagrzewamy do 170 stopni Celsjusza. Keksówkę (u mnie z zaokrąglonym dnem 10 x 33cm) wykładamy pergaminem. Orzechy laskowe - jeśli mają tą brązową skórkę - wrzucamy na patelnię, podpiekamy; następnie przekładamy na ściereczkę, pocieramy i już z usuniętą skórką wrzucamy razem z fistaszkami z powrotem na patelnię; prażymy do momentu, kiedy orzechy się przypieką. Wystudzone mielimy malakserem (lub używamy specjalnej maszynki do mielenia orzechów). Dodajemy mąkę, proszek do pieczenia i mieszamy. Banany kroimy na małe kawałki (lub dusimy widelcem - tak jest chyba prościej ;)), a czekoladę ścieramy na wiórki.
Teraz pójdzie szybko ;) Masło ucieramy z miodem i cukrem aż nabierze lekko kawowego koloru, a cukier się rozpuści (można dodać sam miód, albo sam cukier - jak kto woli). Jajko rozbijamy w miseczce i powoli dodajemy do masła, ciągle miksując. Następnie stopniowo dodajemy ekstrakt, banany i mąkę orzechową, delikatnie mieszając łopatką/ łyżką. Ciasto wlewamy do przygotowanej foremki, i posypujemy odrobiną cukru. Wkładamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy godzinę, do suchego patyczka. Jeśli w trakcie pieczenia ciasto zbyt szybko się przypiecze (u mnie już po 15 minutach), przykrywamy folią aluminiową.

Do ciasta polecam herbatę rooibos z pomarańczą i cynamonem... przedsmak nieba (szczególnie między nauką na zaliczenie i egzamin z technik prowadzenia porodu) ;)


Jako że ciasta zostało sporo, zabrałam je w pudełku na zajęcia, żeby poczęstować moje dziewczyny z grupy. Specjalnie dla Donki, która cały czas twierdzi, że powinnam używać stwierdzenia 'kochany blogasku' (porównując do pisania pamiętnika 'kochany pamiętniczku'): Kochany Blogasku, moim dziewczętom ciasto smakowało! Więc chyba niezła ze mnie kuchareczka! :D

1 komentarz:

olka.strepto pisze...

ostrzegam-zanoszenie ciast na zajęcia jest uzależniające ;) szczególnie dla grupy która potem domaga się więcej i więcej ;)

w tym tempie w którym dodajesz wpisy nie daję rady próbować na bieżąco:|

olka